niedziela, 14 lipca 2013

Dodatek pierwszy: Dziękuję ci...


"Things can come and go I know but
Baby I believe
Something's burning strong between us
Makes it clear to me"*
                                                                     *Piosenka*

    Stała jak kłębek nerwów w salonie nerwowo poprawiając  swoją kreację. Kremowa sukienka  opadała na drewniany parkiet, gorset ozdobiony był wzorem w kwiaty. We włosy, które falami opadały na jej szczupłe ramiona wpięta została biała róża. Nie miała welonu – nie lubiła ich.  Była zdania, że wyglądają jak moskitiera na muchy i nie chciała go założyć. Druhna, którą była Emma weszła do pokoju i uśmiechnęła się szeroko widząc jak wygląda Olivia.
- Nigdy nie sądziłam, że moja mała Olivia wyjdzie za mąż szybciej niż ja – zachichotała podchodząc do siostry.
- Uwierz mi, jeszcze dwa lata temu też bym nie sądziła – zażartowała. – Może być?
Blondynka obróciła się dookoła przez co dół jej sukienki lekko zawirował.
- Może być? Wyglądasz genialnie, Olivka. Louis oszaleje - odparła zachwycona Emma.
    Louis właśnie szlifował nową zdobytą umiejętność – wiązanie krawatów.  Stał przed lustrem i w skupieniu przeplatał szary materiał.
- Co za dziadostwo – warknął zirytowany.
Rzucił krawatem o ziemię i westchnął. Nerwy brały górę, a przecież to miał być najpiękniejszy dzień w jego życiu.  Jednak wtedy wkroczyła do akcji pani Tomlinson.
- Louis William Tomlinson! Co ty robisz? Za pół godziny zaczyna się ceremonia, a ty jeszcze nie jesteś gotowy… - sfrustrowana kobieta wyrzuciła ręce do góry.
Brunet przewrócił oczami na słowa mamy i dał jej zawiązać krawat. Pani Tomlinson kilkoma sprawnymi  ruchami zawiązała go, potem jeszcze poprawiła marynarkę, wpuściła koszulkę i klasnęła w dłonie zadowolona.
- Synu, teraz wyglądasz jak prawdziwy mężczyzna – uścisnęła policzki Louisa .
- Mamo… -jęknął. – To nie sprawia, że jestem bardziej męski.
Kobieta zachichotała. Jeszcze raz przemierzyła swoje dziecko wzrokiem, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
- Nie płacz – Louis wziął ją w objęcia. – Nie chcę żebyś była smutna.
- Nie jestem smutna, Skarbie – powiedziała. – To łzy dumy.
Chłopak, a właściwie już mężczyzna uśmiechnął się szczerze i całując rodzicielkę w policzek odparł:
- Dziękuję ci mamo, za wszystko. Kocham cię.

*
- Gdzie Leanne? – spytałam.
- U Liama, będzie się nią zajmować podczas ślubu – odparła ciocia Eva.
- Dobrze, i niech da jej butelkę żeby nie była głodna. Tylko przypomnij mu, że Małej musi się odbić – wyliczałam na palcu kolejne uwagi i wskazówki.
- Dziecko, spokojnie. Nie bądź nadopiekuńcza – zaśmiała się kobieta.
- Nie jestem – Olivia zmarszczyłam zła brwi.
- Pod tym względem naprawdę przypominasz mi swoją matkę. Ona też tak o ciebie dbała – powiedziała Eva.
 - Tak bardzo chciałabym, żeby dziś tu ze mną była - moje oczy zaszkliły się od łez na samo wspomnienie. – Tęsknię za nią ciociu. Tak bardzo tęsknię.
To był dzień mojego ślubu. Tak bardzo chciałam, aby  moi rodzice tego dnia byli ze mną. To taka ważna chwila. Potrzebowałam ich i tęskniłam. Nie widzieli jak rośnie Lea, nie zobaczą jak będę brała ślub. to nie było fair...
Płakałam czując jak ciepłe ramiona cioci owijają się wokół mnie.
- Wiem, że tęsknisz. Ale pamiętaj co ci mówiłam. Twoi rodzicie są zawsze z Tobą, właśnie tu – wskazała palcem miejsce, w którym było moje serce.
- Pamiętam – uśmiechnęłam się delikatnie wycierając łzy z policzka. Na szczęście makijaż się nie rozmazał. – Dziękuję ci ciociu, za wszystko. Kocham cię.
- Ja ciebie też – odparła Eva. – A teraz weź się w garść, bo zaraz się zaczyna. Gdzie jest Harry?
Zachichotałam i rozejrzałam się dookoła szukając Harry’ego. Miał odprowadzić mnie do ołtarza. Kręcił się w salonie parę minut temu, ale gdzieś zniknął. Co za typ…
- Bu! – usłyszałam nagle zza pleców i aż się wzdrygnęłam.
- Harry – uderzyłam loczka w brzuch co spotkało się z jego rozbawieniem. – To nie było śmieszne.
- Hahah, oszukujesz samą siebie, Kotek – śmiejąc się ukazał rząd swoich białych ząbków.
- Cokolwiek – burknęłam.
- Gotowa? – zapytał Harry.
Pokiwałam głową, a wtedy chłopak podał mi ramię. Idąc na dwór gdzie na białych ławkach siedzieli już wszyscy goście zaczęłam się trząść. Jak na zawołanie wszyscy przestali rozmawiać, zapadła grobowa cisza, a każdy wpatrywał się we mnie. Czułam jak nogi się pode mną uginają. Zauważył to Harry, który podtrzymał mnie nieco mocniej po czym posłał mi jeden z najbardziej pokrzepiających spojrzeń.
- Nie pozwolisz mi upaść, prawda?  – mruknęłam kierując się do ołtarza.
- Nigdy – skwitował krótko.
Mijaliśmy rzędy kolejnych gości.  Do ołtarza ciągnął się biały dywan. Dookoła stałe białe róże, stokrotki i jakieś inne różowe kwiaty, których nazwy nie znałam. Parę metrów od nas był ołtarz.  Po bokach stały moje dwie druhny – Kate i Emma, a po drugiej stronie świadkowie Louisa – Niall i Liam. Harry miał do nich dołączyć.  Na samym środku, zaraz obok kapłana stał on. Louis. Wyglądał cudownie. Czarny garnitur okrywał jego ciało, biała koszula opinała się nieco na jego torsie, włosy ułożone były na żelu, buty połyskiwały w blasku słońca, a najszczerszy na świecie uśmiech rozświetlał jego twarz.  Jego niebieskie oczy, tak samo jak za pierwszym razem kiedy wpadliśmy na siebie na ulicy wpatrywały się we mnie.
- Jesteśmy – wyszeptał Harry i wprowadził mnie po schodku na miejsce obok Louisa sam idąc do reszty chłopców.
Odchrząknęłam głośno i wzięłam głęboki oddech. Potem popatrzyłam na Lou, który w tej chwili stał centralnie przede mną. Wyszeptał niemo „kocham Cię” , zrobiłam to samo i wtedy się rozpoczęło. Kapłan zaczął mówić przeróżne rzeczy do gości, do nas samych, ale ja naprawdę nie byłam w stanie żeby słuchać.  Dopiero gdy Pheobe i Daisy stanęły przed nami  z poduszką, na której leżały dwie złote obrączki się ocknęłam.
- Czy ty Louisie Tomlinson, chcesz wziąć tę oto Olivię Walker za żonę? – spytał mężczyzna.
Popatrzyłam w oczy mojego ‘za chwilę już męża’ i dostrzegłam w nich dwie iskierki.
- Tak – odpowiedział i biorąc do ręki jedną z obrączek założył mi ją na palec.
Uśmiechnęłam się, a moje oczy wypełniły łzy. To się nie działo naprawdę… to było jak sen, sen z którego nie chciałam się budzić.
- A czy ty Olivio Walker bierzesz sobie za męża tego oto Louisa Tomlinsona? – zapytał kapłan patrząc na mnie.
Czułam jak strumienie łez zaczęły toczyć drogę po moim policzku. Pokiwałam głową i powiedziałam ciche, ale szczere:
- Tak.
Wzięłam obrączkę i założyłam ją na palec Louisa. On nieznacznie ścisnął moją dłoń dodając mi otuchy.
- Zatem gratulacje! Ogłaszam was mężem i żoną! – krzyknął uradowany mężczyzna.
Wtedy wszyscy wstali z miejsc i zaczęli bić gromkie brawa.
- Możecie się pocałować!
Mój mąż przybliżył się do mnie. Jego prawa dłoń wylądowała na moim biodrze, a lewa głaskała policzek. W jego oczach również zalśniły się łzy kiedy przybliżył się do mnie i złożył na moich ustach czuły pocałunek. Wtuliłam się w niego mocno słysząc jeszcze głośniejsze brawa i wiwaty, a wtedy on wyszeptał mi do ucha:
- Dziękuję ci żono, za wszystko. Kocham Cię.  Jesteś tylko moja.
- Ja też ci dziękuję. Kocham cię. Cała tylko twoja. Na zawsze.
  I wtedy popatrzyłam do góry, a w mojej głowie pojawił się obraz chłopaka o pięknej karmelowej cerze, kruczoczarnych włosach i czekoladowych oczach, które zawsze wypełniało życie. Zayn.  Żałowałam, że nie mogło być go z nami, ale z drugiej strony wiedziałam, że na pewno świętuję razem z moją mamą i moim tatą tam wysoko. Tobie też dziękuję, Zayne - powiedziałam, w myślach.

*

Patrzyłem z góry jak wszyscy goście bawią się w najlepsze. Powoli robiło się ciemno i lampy zaczęły rozświetlać ogród, w którym bawili się zaproszeni.  Z uśmiechem na swojej twarzy patrzyłem jak  Olivia tańczyła z Niallem macarenę.  Jej długa suknia podskakiwała do góry i do dołu z każdym kolejnym ruchem, a blond włosy opadały na twarz.  Widać, że wypiła już trochę, bo co chwila chichotała zupełnie bez powodu.
Louis w tym czasie tańczył na stole razem z Harry’m. Klepali się po tyłkach i macali po swoich skarbach. Na litość Boską…
Myślałem, że to szczyt, ale wtedy dołączyli do nich Olivia z Niallem.  Stali wszyscy na stole i zaczęli wygłupiać się do granic możliwości.
- Gorzko! Gorzko! – zaczęli krzyczeć goście.
Wtedy Louis objął swoją żonę w pasie i wręcz zaczął ssać jej twarz. A co robili Horan i Styles?  Nieważne. Na szczęście Kate jakoś opamiętała swojego chłopaka. Boże, pobłogosław tę dziewczynę… Odwróciłem wzrok od tego widowiska i postanowiłem poszukać  mojej małej Księżniczki. Leanne leżała w wózku. Jej różowa sukieneczka się podwinęła i było widać jej pieluszkę. Zachichotałem kiedy przeciągnęła się leniwie na drugi bok. Najsłodsze niemowlę jakie w życiu widziałem. Ściskała w swojej małej piąstce palca Liama, który patrzył na nią jak na swój mały Skarb.  Naprawdę zrobiło mi się przykro, kiedy widziałem jak bardzo przeżywał moja śmierć.  Wyprowadził się. Przyjechał tylko na ślub Olivii i Louisa. Podczas wesela w ogóle się nie bawił tylko siedział z Leanne.  Nie chciałem tego. Czułem się winny.  Czasami myślałem, że to lepiej, że mnie już nie było. Olivia i Louis była szczęśliwa.  Ale z drugiej strony widząc jak wielką krzywdę wyrządziłem swoją śmiercią pozostałym było mi źle. Zespół się rozpadł, rodzina się załamała, wszyscy przeżywali moją śmierć, fanki rozpaczały…
Westchnąłem cicho spoglądając na śpiącą Lea. Najsmutniejsze było to, że nie mogłem jej wychowywać.
Wtedy podszedł do mnie. Usiadł obok  i uśmiechnął się do mnie.
- Tęsknisz? – spytał.
- Tak, nawet nie wyobrażasz sobie jak – westchnąłem.
- Czujesz się winny? – zapytał.
- Za każdym razem kiedy widzę załamaną twarz Liama, i łzy w oczach mojej matki – odparłem chowając twarz w dłoniach.
- Chciałbyś tam wrócić? – spytał.
Zastanowiłem się.
-Wiesz, że chyba nie. Taka była kolej rzeczy.  To Twoja decyzja i w pełni ją akceptuję – popatrzyłem się na Niego.
- Cieszę się  z tego. Wiesz, oni myślą, że zabierając cię do siebie skrzywdziłem ich, byłem samolubny, ale to nie była prawda.  Każdego z nich czegoś to nauczyło. Ciebie też, mój drogi – powiedział. - Wy ludzie musicie czasami po prostu we mnie uwierzyć i mi zaufać, bo wszystko co robię jest dla waszego dobra.
- Ja wierzę i dziękuję Ci za wszystko. Proszę miej ich w opiece – mruknąłem przytulając się do Niego.
- Dobrze.

"Cause everything starts from something
But something would be nothing
Nothing if your heart didn’t dream with me
Where would I be here, if you didn’t believe"**

* Westlife -" I Wanna Grow Old With You"
** Justin Bieber - "Believe"

Taadam! :) I jak się Wam podoba? Trochę poplątałam, nie dopracowałam, ale naprawdę jestem padnięta. Mam nadzieję, że nie jest najgorzej i że Was nie zawiodłam <333 Bardzo prosiłabym o szczery komentarz. Wiecie, jak wiele to dla mnie znaczy :*** Za około tydzień postaram się opublikować kolejny dodatek ;>

sobota, 13 lipca 2013

Over Again.... again?

Bardzo dawno nic tu nie pisałam, ale zaglądam czasami w statystyki bloga i widzę, że ktoś tu nadal wchodzi. Często pytacie mnie czy napiszę jeszcze opowiadanie taki jak Over Again i że bardzo za nim tęsknicie. W takim razie: CO WY NA TO, ŻEBY OVER AGAIN POWRÓCIŁO PO RAZ OSTATNI?
Mianowicie są wakacje, mam trochę wolnego czasu i mogłabym napisać kilka dodatków. Oczywiście wszystko zależy od Was. Jeśli tylko będą zainteresowani mogę brać się za pisanie nawet dzisiaj hahah :)
No to może umówmy się tak: 10 komentarzy na 'tak' i zaczynam pisać pierwszy dodatek.
Co wy na to?
Pozdrawiam i całuję, Wasza Klaudia xx

piątek, 22 marca 2013

Nowe opowiadanie!

Heh, piszę tylko żeby zaprosić Was na nowe opowiadanie. Może wiecie lub nie, ale z YMOD skończyłam  :D                                                                    

 Love, bravery, power

niedziela, 3 marca 2013

Epilog


"Forgiveness and love
Coz in the end no one loses or wins
The story begins again and again
With forgiveness and love"
                                                         *Piosenka*

- Mamo, patrz! - dziewczynka zatrzymała się na chwilkę i swoją chudą rączką wskazała na rosnącą na trawie stokrotkę. - Kwiatuszek.
- Widzę, Skarbie - upewniłam ją.
Lea podeszła bliżej i kucając przed roślinką zerwała ją po czym wróciła z wręczyła mi.
- Do dla ciebie - uśmiechnęła się.
Wzięłam podarek do rąk po czym mocno ją do siebie przytuliłam.
- Dziękuję - powiedziałam.
- A dla taty nic nie masz? - Louis złapał ją od tyłu i zaczął gilgotać.
Mała zaczęła piszczeć, a po chwili cała czerwona od śmiechu siedziała na barana u taty.
- Tobie mogę dać buziaka - powiedziała swoim cieniutkim głosikiem.
- Okej - odparł zadowolony.
Lea objęła głowę bruneta swoimi rączkami i głośno cmoknęła go w policzek. Wyglądali razem tak słodko. On, jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha ubrany był w obcisłe dżinsowe rurki i kolorową koszulkę w paski. Z jego oczu aż biło miłością do małej istotki, którą trzymał rękach. Biała, zwiewna sukieneczka idealnie eksponowała ciemną karnację Lea, a różowy sweterek nieco ją ogrzewał gdyż wieczór był chłodnawy. Swoje gęste, kruczoczarne włosy związane miała w dwa figlarne kucyki co tylko dodawało jej uroku. Patrząc tak na nich wiedziałam, że mam przy sobie dwa największe skarby. Nie powstrzymałam się i podeszłam do niech obdarowując ich soczystym buziakiem w policzek. O ile Lou był zachwycony do Leanne już nieco mniej.
Szliśmy powoli alejką po parku, który znałam doskonale. Przebywałam w nim od dzieciństwa. To tutaj pierwszy raz zdarłam kolano, to tutaj bawiłam się na placu zabaw z Kate i Emmą i to tutaj spacerowałam z Louisem w grudniowe wieczory. Chyba należy też wspomnieć, że to w tym parku dałam kosza Zayn'owi i właśnie przy tej drewnianej ławeczce, którą mijaliśmy widziałam go po raz ostatni. Pamiętam jak dziś: jego twarz zalana łzami, blada i poobijana. Stał tam oświetlany jedynie blaskiem latarni. Ze smutkiem w oczach patrzył jak odbiegałam. Nieraz zastanawiałam się coby było gdybym wtedy nie odbiegła, nie zostawiła go. Może by żył? A może nie? Może to z nim wychowywałabym teraz Leanne? Te pytania co jakiś czas przychodziły mi do głowy, jednak za każdym razem dochodziłam do wniosku, że tak musiało być i że przecież jestem szczęśliwa z Lou.
  Naszym celem był cmentarz. Przekroczyliśmy potężną, żelazną bramę, a naszym oczom ukazały się setki małych nagrobków. Zatrzymaliśmy się przy płycie wykonanej z ciemnego marmuru. Z bólem wpatrywałam się na złote napisy. To była jedna z tych chwil kiedy każdy, nawet Mała pogrążony był w zupełnej ciszy.
- A tatuś lubi jak go odwiedzamy? - zagadnęła nagle Lea.
- Tak, bardzo to lubi - odparł Louis uśmiechając się do trzylatki.
Mała miała dwóch tatusiów. Jeden był tutaj z nią, a drugi opiekował się nią z nieba. Obu kochała.
Staliśmy we trójkę, lekki wiatr muskał nasze policzki. z trudem pohamowałam łzy wspominając uśmiechniętą twarz Zayna. Cała historia sprzed ostatnich trzech lat wiele mnie nauczyła. Przekonałam się, że życie nie jest takie proste. Wystarczy jeden nieodpowiedni ruch, a wszystko leci w gruzach. Jedno małe potknięcie może zadecydować o reszcie życia. Jeden nieszczęśliwy wypadek może je bezpowrotnie zmienić. Dotarło też do mnie, że o sile miłości nie decyduje to jak długo się ze sobą jest, ale to ile jest się w stanie dla siebie poświęcić oraz ile jest się w stanie wybaczyć swej drugiej połówce. Przejeżdżając dłonią po złotych napisach wyobraziłam sobie jak szczęśliwy musi być Zayn patrząc na to, jak świetnie daję sobie radę.
- Kocham cię, Zayn - wyszeptałam cicho.
Złożyłam na marmurowej płycie pocałunek i stanęłam obok Louisa. Ten popatrzył na mnie z czułością i splótł nasze palce. Lea stała i kołysała się to w lewo to w prawo.
- To co, zbieramy się? - spytałam.
Dwójka pokiwała głową na znak zgody. Wtuleni w siebie opuściliśmy cmentarz i kierowaliśmy się w stronę domu. Dom - jak to pięknie brzmi. Byłam z siebie dumna, że zebrałam siły i pokazałam wszystkim, że pomimo młodego wieku jestem w stanie wychować dziecko i zająć się domem. Oczywiście nigdy nie udałoby się bez Louisa.

 Cóż, pewnie chcecie wiedzieć co dzieje się u reszty? Co stało się z One Direction? Zespół został rozwiązany po śmierci Zayna. Chłopcy stwierdzili, że bez niego One Direction nie istnieje. Zagrali pożegnalny koncert i przez około rok unikali mediów. Każdy na swój sposób godził się ze stratą przyjaciela. W dodatku oczekiwano na narodziny nowego członka rodzinki. Louis i Olivia zamieszkali ze sobą i z drobną pomocą cioci Evy i rodziców chłopaka zaczęli samodzielne życie. Niall także dojrzał, aby zrobić kolejny krok w swoim życiu i poprosił Kate, aby została jego dziewczyną. Zgodziła się. Są parą już ponad dwa lata i nie wiedzą  o Bożym świecie. Gołąbeczki... A Liam? Liam chyba najbardziej z całej piątki przeżył tragiczny wypadek Zayna i przez długi czas nie mógł się pozbierać. Zerwał z dziewczyną, zaszył się gdzieś w Szkocji i przez sześć miesięcy się nie odzywał. Gdy wrócił razem z Louisem założyli frimę i są teraz znanymi producentami muzycznymi. Harry, jak to Harry rzucił się w wir imprezowania, ale to właśnie on jako jedyny nie porzucił występowania na scenie i od czasu do czasu śpiewa w jakiś klubach, czy na koncertach charytatywnych. Każdą wolną chwilę poświęca Leannne, która stała się oczkiem w głowie wujka.
To chyba tyle. Jak widzicie życie chłopców się zmieniło, ale najważniejsze, że ich przyjaźń tego nie zrobiła. I choć One Direction nie istnieje na scenie to myślę, że nadal trwa w sercach wiernych Directioners....

"I can't tell you what the future holds
Or how to live
All i know is what feels right lights up my life again and again"

Miley Cyrus - "Forgiveness And Love"

Witajcie po raz ostatni!  To już epilog, czyli krótko mówiąc ostatnia notka na tym blogu ;c Przykro mi, ale cieszę się też, że udało mi się wszystko doprowadzić do końca. Najważniejsza rzecz: DZIĘKUJĘ! Dziękuję Wam, że wytrwałyście całe dwadzieścia rozdziałów, tak chętnie komentowałyście i czytałyście moje wypociny. Jestem Wam niezmiernie wdzięczna za wszystko i żadne słowa tego nie wyrażą. Kocham Was, jesteście niesamowite <33 Najlepsze czytelniczki pod słońcem :**
Tak na koniec małe podsumowanie. Opowiadanie  "Over Again" kończymy (nie wliczając epilogu) na:
- 52052 wyświetleniach,
- 1169 komentarzach,
- 84 obserwatorach.
Myślę, że to naprawdę dużo i DZIĘKUJĘ Wam niezmiernie!!!

No i jeszcze mam do Was małą prośbę. To już koniec, więc pomyślałam, że fajnie byłoby podzielić się refleksjami na temat opowiadania. Napiszcie proszę w komentarzu jakie uczucia w Was wzbudziło, którzy bohaterowie się Wam spodobali, którzy mniej ;)

Oficjalnie też mogę Was zaprosić na moje nowe opowiadanie. Liczę na to, że choć część z Was będzie je regularnie odwiedzać "You're My Own Drug"
Buziaki :**

P.S - wszelkie pytania do bohaterów piszcie w komentarzach, bo w CH. A coś mi się nie wyświetlają :) a w zakładce bohaterowie umieściłam zdjęcie Leanne :*

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział dwudziesty

"If you’re pretending from the start like this,
With a tight grip, then my kiss
Can mend your broken heart
I might miss everything you said to me"

                                                     *Piosenka*
  Nawet nie pamiętam kiedy tamtego dnia zasnęłam. Obudziły mnie promienie porannego słońca wpadającego do sali. Otworzyłam z niechęcią oczy i rozejrzałam się dookoła. Chyba było dosyć wcześnie gdyż pacjenci leżący na łóżkach obok mnie jeszcze spali. Westchnęłam cicho i z nudów zaczęłam przyglądać się swoim rękom. Opatrunki były już w większości ran zdjęte. Ich miejsce zastąpiły głębokie blizny, które prawdopodobnie będą towarzyszyć mi do końca życia. Nie chciałam więcej na to patrzeć. Sięgnęłam dłonią po soczek, który ciocia przyniosła mi wczoraj wraz z resztą prowiantu. Strasznie się martwiła, chciała siedzieć przy mnie całą noc, ale na szczęście udało mi się ją przekonać żeby poszła do domu. Musiałam w spokoju wszystko przemyśleć. Jak zwykle nie doszłam do żadnych konkretnych wniosków. Może jedynie to, że moje życie to jedno wielkie bagno. Mogłam nie mówić Louisowi o dziecku, ale co potem? Ech... to bez sensu.
- Widzisz maluszku - powiedziałam kładąc swoją dłoń na brzuchu, który swoją drogą wydawał mi się nieco większy. Urojenia. - Zostaliśmy sami.
Naprawdę kochałam to dziecko. Chociaż ciąża pojawiła się w najmniej odpowiednim momencie nie miałam zamiaru jej usunąć. Byłam prawie dorosła. Kończyłam już szkołę, ciocia na pewno by mi pomogła. Nie zapowiadało się najgorzej. Szkoda tylko, że dziecko nie będzie miało ojca.
  Kolejny godziny strasznie mi się dłużyły. Nie mogłam sama opuścić szpitala, czekałam na Harry'ego, który napisał do mnie rano i powiedział, że mnie odwiezie. Cieszyłam się, że chłopcy nie obwiniali mnie za śmierć Zayna, tak jak robiłam to ja sama i inni. Zdążyłam się dowiedzieć, że w mediach już huczało o Zaynie, mnie, Louisie i całej aferze. Bałam się pomyśleć, co będzie gdy dowiedzą się o mojej ciąży.
- Hej - usłyszałam.
Odwróciłam się w stronę drzwi. Stał w nich Harry. Uśmiechnął się delikatnie i podszedł bliżej.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze - odpowiedziałam cicho. - A ty?
Styles nie wyglądał najlepiej. Miał podkrążone oczy, jego włosy były jakoś bez blasku, schudł. Tak ja reszta bardzo przeżył śmierć przyjaciela. Cóż... chyba nie ma się czemu dziwić. Ja chciałam się zabić, płakałam jak szalona, a co dopiero mieli zrobić oni - jego najlepsi kumple, bracia?
- To nie ja zemdlałem na środku cmentarza - zaśmiał się cicho.
Nie odpowiedziałam. Harry pomógł mi się spakować i razem opuściliśmy szpital. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Podczas drogi nie padło między nami żadne słowo. A o czym niby mieliśmy dyskutować? Każdy pogrążył się we własnych rozmyślaniach. Patrzyłam przez okno i rejestrowałam w pamięci każdy skrawek Londynu. Chociaż pogoda nie była zbyt ładna na ulicach i tak kręciło się mnóstwo osób.
- Harry, gdzie ty jedziesz? - spytałam gdy dotarło do mnie, że to nie droga prowadząca do mojego domu.
- Do domu - odpowiedział.
Popatrzyłam na niego zdziwiona. Przecież mówiłam mu mój adres. Chłopak widząc moją minę z uśmiechem dodał:
- Nikt nie powiedział, że do twojego.
- Ale...- zaczęłam, jednak widząc, że nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi po prostu się zamknęłam.
Po kilkunastu minutach Harry zaparkował na podjeździe ich wielkiego domu. Nie widziałam a tym sensu i na początku nawet nie miałam zamiaru wysiąść z samochodu.
- Wychodzisz, czy zostajesz tu na noc? - spytał sarkastycznie.
- Chcę do domu - powiedziałam niczym małe dziecko. - W ogóle nie wiem po co mnie tu przywiozłeś.
Loczek przewrócił oczami i zaczął tłumaczyć:
- Louis prosił mnie, żebym się tu przywiózł, ok?
Louis? Zdziwiło mnie to. Myślałam, że Louis to ostatnia osoba, która będzie chciała się do mnie odezwać. Po tym co wczoraj zrobił wywnioskowałam, że to definitywny koniec. Zdziwiona poszłam za brunetem, który otworzył mi drzwi do mieszkania. Będąc w środku pomógł zdjąć mi płaszcz i razem powędrowaliśmy do salonu. Na kanapie siedział Louis. Był skupiony, zdawało się, że nas nie zauważył.
- Louis - chrząknął Hazza.
Dopiero wtedy uniósł swoją głowę i spojrzał na nas.
- Emm... to ja pójdę do siebie - mruknął loczek i chwilę potem już go nie było.
Stałam zdezorientowana na środku pokoju i nie wiedziałam co robić. Przez dłuższy czas panowała między nami kompletna cisza. W końcu jednak Louis się odezwał:
- Siadaj.
Ruchem dłoni wskazał na miejsce obok siebie. Wykonałam jego prośbę i usiadłam na kanapie.
- Gdzie reszta? - spytałam rozglądając się po pustym domu.
- Niall pojechał do Irlandii, do rodziny, a Liam jest chwilowo u Danielle - odparł.
Pokiwałam jedynie głową.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze - odpowiedziałam tradycyjnie.
Wcale tak nie było.
 I znowu zapadał między nami ta niezręczna cisza. W pewnym momencie Louis gwałtownie podniósł się z kanapy i zaczął chodzić niespokojnie w tę i we w tę przeczesując ręką włosy.
- Musimy pogadać - stwierdził.
- Chyba tak - powiedziałam nieco ciszej.
Stanął przede mną i zaczął mówić:
- To wszystko co wydarzyło się ostatnio, to jest ugh.... ty i Zayn, potem i wy..... i Zayn umarł - przerwał na chwilę. - Ja nie zdążyłem z nim porozmawiać spokojnie, a teraz on... on nie żyje.
Zatrzymał się. Usiadł na brzegu stolika i odwrócił się tyłem do mnie. Zauważyłam jak ociera dłonią łzy. Było mi go strasznie żal. Sama już nie miałam siły by płakać. Wstałam i podeszłam do niego. Chciałam go jakoś pocieszyć, ale bałam się, że mnie odtrąci. Niepewnie położyłam prawą rękę na jego ramieniu. Nie strącił jej, wręcz przeciwnie położył swoją dłoń na niej i pogłaskał.
- Olivia, ja cię kocham! - niemalże wykrzyczał.
Pociągnął mnie i posadził sobie na kolanach. Byłam tak zaskoczona tą sytuacją, że nic nie powiedziałam. Po prostu mocno się w niego wtuliłam. Trwaliśmy chwilę w tym uścisku po czym zaczęłam mówić.
- Wtedy, kiedy ja i Zayn... my po prostu... ja byłam pijana. Ja nie wiedziałam co robię. - próbowałam się wytłumaczyć.
- Wiem, wiem. Poniosło mnie. - powiedział ze skruchą.
Popatrzyliśmy sobie w oczy. Jego niebieskie tęczówki - jak zwykle zatonęłam w ich głębi.
- Nigdy nie wybaczę sobie tego jak cię nazwałem. Na to nie ma wytłumaczenia. - opuścił wzrok.
Znowu był cisza, zeszłam z Louisa i stanęłam, on po chwili znalazł się obok mnie. Chwycił mnie za ręce.
- Te ostatnie miesiące to było coś niesamowitego. Nigdy nie przeżyłem tyle w tak krótkim czasie. Doskonale pamiętam jak pierwszy raz cię zobaczyłem, chciałem abyś była tylko moja. Zayn też się w tobie zakochał i nie mogę go za to winić, bo to normalne. Jesteś przepiękna, inteligentna... Po tym co się stało nawet nie potrafię być na niego zły. Boże, gdyby on żył... - wziął oddech. - Ale nie żyje. Szkoda, że nawet nie zobaczy dziecka.
Przeniósł swój wzrok na mój brzuch. Jego dłoń powędrowała w to samo miejsce i zaczęła delikatnie gładzić płaski jeszcze brzuszek. Oboje się uśmiechnęliśmy.
- Ja chcę być z tobą, chcę choć w małym stopniu zastąpić mu ojca, zastąpić mu Zayna. Olivia ja cię kocham! - wykrzyknął ponownie i ujął moja twarz w ręce.
Nasze oczy spoglądały na siebie jak za pierwszym razem gdy się spotkaliśmy. Uśmiechaliśmy się do siebie, nasze ciała drżały.
- Zacznijmy od nowa - zaproponował.
Bez zastanowienia wpiłam się w jego malinowe usta. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie. Coraz łapczywiej oddawał pocałunki. Chwilę potem uniósł mnie i położył na kanapie. Usiadł na mnie okrakiem, a jego mokre wargi zaczęły błądzić najpierw po szyi, potem odznaczyły pocałunkową ścieżkę do mojego dekoltu podczas gdy moje przez moje ciało przechodziły miliony dreszczy. W tamtej chwili nie liczył się nikt, tylko Louis. Z szerokim uśmiechem na twarzy poddawałam się pieszczotom. Zatopiłam swoje ręce w jego gęstych, brązowych włosach. Natomiast jego chłodne dłonie błądziły po moich plecach.
- Tęskniłem za tobą - wysapał.
- Ja też - odparłam. - Nawet nie wiesz jak bardzo.
Nasze usta ponownie złączyły się czułym pocałunku. Boże, jak bardzo było mi ich brak. Smak jego ust, głębia jego oczu i ten najpiękniejszy na świecie uśmiech. Mój Louis. Pragnęłam go, chciałam znów poczuć się jak dawniej.
- Louis? - zaczęłam.
- Tak? - zapytał uśmiechnięty na chwilę przerywając pieszczoty i nachylając się nade mną.
- Chcę cię - wyszeptałam mu figlarnie przygryzając jego ucho.
Zdziwił się nieco.
- Ale że teraz? - spytał.
Zaśmiałam się i odpowiedziałam:
- Tu i teraz.
Louis uniósł figlarnie brwi, a chwilę potem już niósł mnie do sypialni. Harry chyba zwęszył o co chodzi, bo ulotnił się z mieszkania. Nie trzeba było długo, a leżeliśmy na łóżku prawie cali nadzy, Lou napierał na moje usta, a ja majstrowałam przy jego pasku od spodni.
- A to nie zaszkodzi dziecku? - spytał nagle.
- Nieeee - pokręciłam przecząco głową próbując powstrzymać śmiech.
*
Był późny wieczór. Jeszcze dzień temu leżałem w tym łóżku sam, teraz przytulałem do siebie mój najcenniejszy skarb. Olivia leżała zaraz obok mnie. Jej złote, długie włosy opadały kaskadą na poduszkę, policzki były lekko zarumienione, a wachlarz długich rzęs otaczał jej przymknięte oczy. Chociaż wychudniała i wymizerniała ostatnio to dla mnie i tak była piękna. Swoją ręką co chwila głaskałem jej policzek, a ustami przylegałem do czoła. W tamtej chwili byłem pewien, że zrobię wszystko aby jej i dziecku nigdy nic się nie stało. Obiecałem sobie i Zayn'owi, że za wszelką cenę będę ich chronił.
- Nawet nie wiesz jak cię kocham - powiedziałem bardziej do siebie niż do Olivii gdyż ta spała.
Miałem szczerą nadzieję, że wreszcie wszystko zacznie się układać po naszej myśli. Po paśmie niepowodzeń i problemów wreszcie powinno udać się nam wyjść na prostą. Cieszę się, że daliśmy sobie drugą szansę. No bo zawsze należy próbować jeszcze raz, prawda?


"And I can lend you broken parts
That might fit like this
And I will give you all my heart
So we can start it all over again"*

*One Direction - "Over Again"


No i jest ostatni rozdział. Trochę mi smutno, że to koniec, ale na jedno cieszę się, że w ogóle do niego dotrwałam. Zazwyczaj przerywałam opowiadanie w połowie, bo mi się nie podobało i chociaż tego opowiadania też nienawidzę to jakoś udało mi się napisać całe 20 rozdziałów. Mam nadzieję, że Was nim nie zawiodłam, ponieważ tym razem naprawdę się starałam :) Rozdział ogólnie nawet mi się podoba. Liczę na to, że tym razem każdy kto to czyta też i skomentuje. To byłby naprawdę miły prezent tak na koniec, jakby każdy to skomentował <333 Kocham Was wszystkich i dziękuję, że byliście ze mną przez te 20 rozdziałów i pisaliście mi te wszystkie miłe rzeczy. Jesteście najlepszymi czytelniczkami :** Będzie jeszcze epilog, więc się nie rozpisuję xD Pozdrawiam xx

P.S - mam jakiś problem z bloggerem i one nie wyświetla mi komentarzy w Character Ask. Pomimo, że na nie odpowiedziałam i są w przeglądzie to nie ma ich na blogu. Mam nadzieję, że to się naprawi.

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział dziewiętnasty

Rozdział w całości dedykowany Gryjtuś z okazji urodzin. Sto lat Skarbie!

"Well I try to live without you
The tears fall from my eyes
I'm alone and I feel empty
God I'm torn apart inside"
                                                                                                                                                                  23. 01. 2013 r.
                                            *Piosenka* (Kocham to <33)
    Czy ja żyję w jakimś filmie? To co ostatnio działo się w moim życiu było po prostu... niczym scena z jakiegoś dramatu. Zupełnie jakbym grała główną rolę w filmie. Nic nie układało się po mojej myśli. Miałam zostać matką, a ojciec mojego dziecka umarł, przeze mnie. Boże, gdybym tylko mogła cofnąć czas nie zostawiłabym go wtedy w tym parku. Może wszystko byłoby dobrze. Przecież Zayn miał przed sobą całe życie, ja je mu odebrałam. Wszystkie emocje, które kłębiły się we mnie w związku z jego śmiercią były nie do opisania. Wielki żal, smutek i złość na samą siebie, ale przede wszystkim wyrzuty sumienia. Pamiętałam doskonale jak jeszcze w szpitalu minęłam się z matką Zayna. W jej oczach można było dostrzec niewyobrażalny ból po stracie syna. To ja byłam temu winnam, przeze mnie Zayn nie żyje! Najchętniej podcięłabym sobie żyły. Już dawno bym to zrobiła gdyby nie fakt, że pod moim sercem rozwijało się małe zawiniątko. Nie mogłam zabić dziecka, pomimo tego, że nie byłam jeszcze gotowa na macierzyństwo. Czemu ono było winne? Zayn by mi tego nie wybaczył. Musiałam żyć, właśnie dla maluszka. Jak na razie nikt oprócz Emmy nie wiedział o ciąży. Nie chciałam żeby się wydało, głównie ze względu na media.
  Tego dnia odbywał się pogrzeb Zayna. Na uroczystość przybyła cała jego rodzina oraz rzesze fanek z całego świata. Jednak nie zostały one wpuszczone na cmentarz. Zwartym szykiem szliśmy po brukowanej alejce za trumną, w której leżał. Ubrana w czarny płaszcz, buty na obcasie i okulary przeciwsłoneczne zakrywające moje podkrążone oczy stanęłam gdzieś z boku i przyglądałam się ceremonii. Nie chciałam stać bliżej, nie mogłabym spojrzeć w oczy rodzicom mulata lub którejś z jego sióstr.
- Zebraliśmy się tutaj, aby uczestniczyć w ostatniej drodze naszego brata, Zayna Malika. - duchowny zaczął ceremonię.
Beznamiętnym wzorkiem wpatrywałam się w białą trumnę. Leżał tam nieruchomy, jego ciało było blade, usta sine, a włosy straciły blaski. Oczy miał zamknięte, jedynie kąciki ust unosiły się w lekkim, ledwie zauważalnym uśmiechu. Ubrany był w jasny garnitur, koszulę i czarny krawat. Wspomnieniami wróciłam to tamtego dnia. Może i zrobiłam głupstwo, ale tych chwil nie zapomnę do końca życia. Doskonale pamiętałam jak opuszki jego zimne opuszki jego palców dotykały mojej rozpalonej skóry, ciepły oddech pieścił moją szyję, a malinowe usta muskały moje popękane wargi.
- Zayn - wyszeptałam licząc, że na te słowa obudzi się, jak gdyby nigdy nic wstanie z trumny.
W końcu nadeszła chwila kiedy trzeba było opuścić trumnę do grobu, gdzie jego ciało miało pozostać już na wieki. Trzech silnych mężczyzn zamknęło białe wieko i zaczęli opuszczać je na dwóch linach. Nie mogłam pozwolić na to aby go zakopali, nie! Zaczęłam przepychać się między ludźmi, podbiegłam na sam przód i zaczęłam krzyczeć podobnie jak w szpitalu:
- Nie Zayn! Nie wrzucajcie go tam! Nie!!!
Wszyscy byli zszokowani moją reakcją. Stałam nad wielkim dołem i darłam się w niebo głosy. Nikt nie wiedział co zrobić. Państwo Malik oniemieli, a chłopcy, którzy stali też niedaleko patrzyli na siebie zdziwieni. Kiedy chciałam wskoczyć na trumnę dopiero ktoś zareagował. Louis podbiegł i gwałtownie chwycił mnie za ramiona, przyciągnął mnie do siebie i pomimo mojego oporu odprowadził na bok.
- Olivia! - machał mi ręką przed oczami. - Olivia, już po wszystkim.
Jak na pstryknięcie magicznej różdżki przestałam krzyczeć. Stałam i niemo wpatrywałam się w Louisa. Stał przede mną nadal mocno mnie trzymając, gdy upewnił się, że wszystko okej puścił mnie.
- Lepiej będzie jak nie będziesz tego oglądała. - stwierdził.
Pokiwałam głową i przez następne kilkanaście minut staliśmy na uboczu cmentarza.  Ja spanikowana, ze łzami w oczach stałam bezradnie, on oparty o mur wpatrywał się w swoje buty. Nikt się nie odzywał. Była cisza. Kiedy ludzie powoli zaczęli wychodzić z cmentarza i przy grobie zostali tylko chłopcy i rodzina Louis powiedział krótkie: "Poczekaj" i odszedł. Stanął z resztą nad zakopanym Zaynem i ze spuszczoną głową wpatrywał się w ziemię. Potem wszyscy jeszcze chwilę rozmawiali z rodzicami. Kiedy i oni opuścili to miejsce brunet podszedł do mnie ponownie.
- Odwiozę cię do domu - rzekł sucho.
- Chciałabym - wskazałam na miejsce spoczynku Zayna.
Nie musiałam kończyć.
- Dobrze, idź, zaczekam tu - nakazał.
Niepewnie ruszyłam przed siebie. Gdy tylko kucnęłam przy miejscu, w którym jeszcze kilka chwil temu leżał łzy automatycznie zaczęły płynąć mi po policzkach. Spojrzałam na metalową tabliczkę:

                                                           Zayn Javaad Malik
                                 ur. 12. 01. 1993 .                        zm. 14.01. 2013 r.
                                   "Nie umiera ten, kto żyje z sercach bliskich"

Dwa dni przed swoimi dwudziestymi urodzinami. Boże, czemu akurat on? Przecież miał zostać ojcem, sprawy jakoś by się ułożyły. Byłby szczęśliwy. Drżącymi rękami wyciągnęłam z kieszonki małego, porcelanowego aniołka i postawiłam go na jednym z kwiatów, które zostawili inni. Westchnęłam cicho i ocierając łzy w policzka wyszeptałam:
- Kocham cię, Zayn.
Chwilę potem wstałam i ruszyłam w stronę Louisa. Niestety po drodze zrobiło mi się słabo, zaczęło kręcić mi się w głowie i upadłabym gdyby nie czyjeś silne ramiona chwytające mnie w porę.
*
Siedziałem na stołku w szpitalu. Co za dzień. Pogrzeb Zayna, a potem Olivia, która zemdlała. Zdecydowanie za dużo emocji. Bawiąc się palcami u rąk czekałem aż się obudzi. Lekarz powiedział, że to tylko lekkie zawroty, ale nie należy tego lekceważyć. Martwiłem się o nią. Podczas gdy ja siedziałem prawie dwa dni w ukryciu ona próbowała popełnić samobójstwo. Boże, gdyby nie Zayn wtedy ona by umarła. Nie przeżył bym tego. Zayn uratował jej życie, a teraz sam leżał w grobie. Potrząsnąłem głową, nie chciałem o tym teraz myśleć. Najważniejsze było zdrowie Oliviki.
- L - Louis? - usłyszałem.
Mój wzrok natychmiast przeniósł się na blondynkę. Rozglądała się dookoła nieco zagubiona.
- Czemu jestem w szpitalu? - spytała.
Nachyliłem się nad nią i powiedziałem:
- Zemdlałaś, nie wiedziałem co się dzieję, więc zawiozłem cię do szpitala. Ale wszystko jest ok. Jutro cię wypiszą. Powiadomiłem też twoją ciocię.
Uśmiechnęła się lekko. Odwzajemniłem ten gest. Następne kilka minut siedzieliśmy w ciszy.
- Możemy porozmawiać? - odezwała się nagle.
Pokiwałem głowę. Chociaż to nie był najlepszy moment, kiedyś musieliśmy wyjaśnić całą sytuację.
- Jestem w ciąży - wypaliła.
Zatkało mnie. To były naprawdę ostatnie słowa, których się spodziewałem. Przełknąłem głośno ślinę. Zrobiło mi się dziwnie gorąco. Jak to Olivia będzie miała dziecko? Nie, nie, nie - niemożliwe.
- Louis, powiedz coś. - dotknęła mojej ręki.
Od razu ją zabrałem. Byłem zbyt zszokowany.
- Przepraszam - jęknęła.
Znowu nie odpowiedziałem. Wstałem gwałtownie i wybełkotałem niewyraźnie:
- Harry jutro po ciebie przyjedzie i zawiezie cię do domu.
Czym prędzej wybiegłem ze szpitala. Słyszałem jak za mną wołała:
- Czekaj, wytłumaczę ci!
Nie chciałem wytłumaczeń, chciałem być sam. Wsiadłem zdenerwowany do samochodu i ruszyłem. Nie wiedziałem gdzie jechać, krążyłem bez celu po Londynie. W końcu zatrzymałem się przed cmentarzem, pobiegłem do grobu przyjaciela. Usiadłem na chłodnej ziemi i schowałem głowę z kolanach.
- Zayn - zacząłem. - Co ty zrobiłeś?
Nie byłem na niego zły, raczej czułem żal.
- Wiesz, że będziesz miał dziecko? - spytałem.
Może to dziwne rozmawiać z osoba, która nie żyje, ale ja tego potrzebowałem. Głównie ze względu na to, że nie zdążyłem tego zrobić gdy jeszcze żył. Na samo wspomnienie o tym dniu łzy napłynęły mi do oczu. Wtedy kiedy zacząłem go okładać, nie chciałem słuchać żadnych wytłumaczeń. Był dla mnie niczym, zerem - podobnie jak Olivia. Dopiero po czasie doszedłem do wniosku, że Olivia była pijana i nieświadoma, a Zayn zaślepiony miłością do niej. Stawiając się na miejscu mulata stwierdziłem, że pewnie zrobiłbym to samo, ale teraz Olivia była w ciąży, a ja nie wiedziałem jak się zachować.
- Pomóż mi - wybełkotałem unosząc ręce ku niebu.
Może miałem zwidy, ale patrząc w górę w chmurach zobaczyłem jego twarz, był uśmiechnięty i szczęśliwy. On naprawdę tam był!

"I look up at the stars
Hoping your doing the same
Somehow I feel closer and I can hear you say
Oooh oh I miss you
Oooh oh I need you"*

*Miley Cyrus - "Stay"


Nie, nie, nie to nie tak miało być! Zawaliłam ten rozdział, zupełnie nie odpowiada moim wyobrażeniom, ale nic już z tym nie zrobię ;c Dziękuję Wam kochane za te prawie sto komentarzy *O* Naprawdę się tego nie spodziewałam, jesteście najlepsze pod słońcem! Kocham Was mocno, mocno <33 Aż szkoda, że to przedostatni rozdział ;'( Pozdrawiam xx

Lubicie jednoparty o Larrym? To wpadajcie tu klik ;D

wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział osiemnasty


"My love, my heart
Is breathing for this
Moment in time
I'll find the words to say
Before you leave me today"
                                              *Piosenka*
 Leżałam na łóżku i gapiłam się w sufit. Było przedpołudnie. Pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu byłabym o tej porze w szkole, a tak leżałam z pociętymi rękami i złamanym sercem zastanawiając się co zrobić ze swoim życiem. Chciałam jakoś wytłumaczyć Louisowi, na spokojnie z nim porozmawiać i powiedzieć mu jako bardzo mi go brak. Nie widziałam go zaledwie półtora dnia, a już tęskniłam.
- Achhh - westchnęłam przekręcając się na drugi bok.
Moje życie straciło sens. Uśmiechając się do naszego wspólnego zdjęcia wspominałam nasze wieczorne spacery po parku. Tylko ja, Louis i ta silna więź między nami. Stawiając ramkę z fotografią z powrotem na półeczce powoli podniosłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Stwierdziłam, że nie chcę czekać dłużej z założonymi rękami i postanowiłam wybrać się do chłopaków i porozmawiać z Lou. Stojąc przed nowym lustrem, które ciocia zakupiła kilka dni temu patrzyłam w swoje odbicie. Cień mnie. Schudłam, i to dużo. Cera straciła dawny blask, uwydatniły się kości policzkowe, a oczy były podkrążone. Nie chciałam na to dłużej patrzeć. Odwróciłam się i zaczęłam szukać wzrokiem szczotki do włosów. Zamiast tego moje oczy zatrzymały się na opakowaniu podpasek. Coś mi się przypomniało.
- Boże, tylko nie to. - wyszeptałam, a chwilę potem już grzebałam w szufladce od biurka.
Kiedy tylko znalazłam mały notesik zaczęłam niespokojnie przerzucać kolejne kartki. O, nie - pomyślałam. - Spóźnia mi się miesiączka, i to o całe dwa tygodnie. W tamtym momencie fakty zaczęły układać się w logiczną całość. Noc spędzona z Zaynem, później te zawroty głowy i wymioty - myślałam, że to przez osłabienie i nerwy. No i jeszcze spóźniała mi się miesiączka. Nie wspomnę o apetycie i zachciankach. Spanikowana przyłożyłam rękę do ust. Zaczęłam niespokojnie drżeć i nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Emma
Tak, tylko ona mogła mi pomóc. Wzięłam do rąk telefon i wybrałam jej numer.
- Halo? - odebrała.
- Emm, mogłabyś przyjechać? - spytałam dość niepewnym głosem.
- Olivia, coś się stało? To coś poważnego? Zaraz będę. - zaczęła panikować.
- Pośpiesz się proszę. - ponagliłam siostrę. - Ach, i czy po drodze mogłabyś kupić test ciążowy?
- Olvia... - cisza. - Olivia, że co?!
- Tak, dobrze słyszałaś. Czekam. - odparłam po czym się wyłączyłam.
Wiedziałam co to oznaczało. Nadszedł moment kiedy wreszcie Emma miała dowiedzieć się prawdy. Cieszyłam się, że byłam sama w domu. Ciocia w pracy, Kate w szkole, a Emm miała się zaraz zjawić. Nagle usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Chwilę potem zdyszana brunetka wbiegła do mojego pokoju, w rękach trzymając test.
- Olivia - zaczęła. - Najpierw wyjaśnienia.
Usiadłyśmy na moim łóżku, a ja ze wszystkimi szczegółami opowiedziałam siostrze o moich ostatnich "przygodach". Zszokowana słuchała moich opowieści.
- Czyli, że zdradziłaś Louisa, powiedziałaś mu, on się wkurzył, a ty się załamałaś. To dlatego się cięłaś, tak? - pytała.
Kiwnęłam głową. Ona jedynie się zaśmiała.
- No nieźle, nie sądziłam, że moja Olivia straci dziewictwo wcześniej ode mnie. - zażartowała.
- To jest dla ciebie zabawne? - spytałam oburzona. - Emma, ja mogę być w ciąży. Co ja zrobię?
- Masz rację. Wybacz. - powiedziała skruszona.
Kilka minut potem poszłyśmy razem do łazienki. Zrobiłam test ciążowy, zgodnie ze wskazówkami. Trzymałam go w rękach i obracałam niespokojnie. Bałam się zajrzeć, bałam się poznać prawdę.
- Może ja zobaczę? - zaproponowała Emma, który cały czas stała oparta o framugę drzwi.
Zgodziłam się, a ona podeszła do mnie i zabrała mi z rąk test. Spojrzała tam, a ja w jej oczach ujrzałam zaskoczenie i strach.
- No i? - spytałam oddychając szybko.
- Olivia, zostaniesz matką. - wydusiła siadając na desce klozetowej z wrażenia.

                                                      Moje. Życie. Legło. W. Gruzach.
  *
                                               *Piosenka*                                        
 Siedziałam na podłodze w łazience w głową schowaną w kolanach. Niedaleko mnie stała Emma. Żadna z nas się nie odzywała. Cisza. Kompletna cisza. Próbowałam jakoś oswoić się z myślą, że pod moim sercem rozwija się małe dziecko. Moje... i Zayna. Nie, to niemożliwe. Niemożliwe, niemożliwe. Nie, nie, nie. Co prawda test nie dawał stuprocentowej pewności, ale wszystko na to wskazywało. Nie, nie. To po prostu nie może być prawdą. Co ja teraz powiem Zaynowi? - Hej, słuchaj będziemy mieli dziecko, ale ty sobie nic z tego nie rób. Gorzej, a co powiem Louisowi? Boże, jedna noc, a moje życie przewróciło się do góry nogami. Oficjalnie przysięgłam sobie wtedy, że już nigdy nie sięgnę po alkohol. Z rozmyślań wybudził mnie dzwonek telefonu dochodzący z mojego pokoju. Leniwym krokiem podeszłam i odebrałam.
- Olivia?! Olivia, musisz koniecznie przyjechać do szpitala. Zayn, on. O mój Boże, Olivia, nie uwierzysz co się stało! - krzyczał nieskładnie Harry, który co chwila dławiąc się łzami próbował coś powiedzieć.
- Harry, spokojnie. Powiedz co się stało. - próbowałam się opanować, ale słysząc panikę w głosie bruneta było to naprawdę trudne.
- Zayn, on... - łkał. - On miał wypadek. On od kilku godzin walczy o życie. Boże, gdybyś ty go widziała, Olivia!
Nogi się pode mną ugięły gdy usłyszałam te słowa. Harry jeszcze nigdy nie był tak przerażony. Poprosiłam tylko o adres szpitala, w którym się znajdował. Nie potrafię opisać jak szybko minęły następne minuty. Szybko włożyłam coś na siebie i razem z Emmą wsiadłyśmy do jej małego autka ruszając z piskiem opon z podjazdu. Emma pędziła łamiąc wszystkie przepisy drogowe, ja starałam się oddychać spokojnie i powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu.
Nadal pamiętam jak biegłam długim korytarzem mijając po drodze różnych pacjentów. Raziła mnie biel tego miejsca. W końcu na samym końcu szpitala, gdzie znajduje się OIOM zastałam chłopców, Paula i dziewczynę o kręconych włosach, która zapewne była Danielle - dziewczyna Liama. Harry siedział niespokojnie przebierając nogami. Paul pewnie dzwonił do rodziców Zayna, a Niall  płakał głośno wtulony w Dan. Zauważyłam też Louis'a. Stał gdzieś na boku opierając się o ścianę. Na jego twarzy nie dostrzegłam większych emocji, ale w oczach był ból. Gdy Liam tylko mnie zauważył od razu do mnie podbiegł i zaczął coś mówić:
- Olivia, słuchaj. On wygląda fatalnie, naprawdę. Nie wiem czy chcesz go widzieć w takim stanie.
Nic nie mówiłam. Nie byłam w stanie. Pokiwałam jedynie głową. Po chwili Liam zaprowadził mnie do sali. Było w niej ciemno. Paliła się jedynie mała lampka. Na łóżku leżał Zayn.
- Liam, powiedz, że to nie on? - zwróciłam się do przyjaciela.
Brunet tylko spuścił wzrok. Wiedziałam co to oznacza. Wzięłam głęboki wdech po czym odwróciłam głowę i ponownie spojrzałam na Zayna. Widok był co najmniej odrażający. Leżał bezwładnie przykryty białą kołdrą. Jego głowa owiązana bandażem, twarz była tak podrapana, że wcale bym jej nie poznała. Obie nogi były zagipsowane, a ręce - o nich wolę nie opowiadać. Był podłączony do różnych maszyn i rurek. Słyszałam jak ciężko oddycha. Wciąż nie wierząc, że to on podeszłam bliżej. Myślałam, że jest nieprzytomny, jednak otworzył powoli swoje oczy gdy dotknęłam jego dłoni. Uśmiechnął się.
- Zayn - wyszeptałam.
- Olivia, przepraszam. - wypowiedział ochrypłym, słabym głosem. - Przepraszam, że zawiodłem.
Nie wytrzymałam tego. Kilka pojedynczych łez popłynęło po moim policzku. Usiadłam na stołeczku obok łóżka i popatrzyłam na mulata. Uśmiechałam się do niego głaszcząc jego rękę. Cały czas patrzył mi się w oczy nic nie mówiąc.
- Zayn - zaczęłam ponownie. - Muszę ci o czymś powiedzieć.
Powinien o tym wiedzieć. Wzięłam głębszy oddech  po czym umieściłam jego dłoń na swoim brzuchu. Zdziwił się tą reakcją. Bardzo.
- Będziemy mieli dziecko. - powiedziałam niemalże na jednym wdechu.
Źrenice Zayna automatycznie się poszerzyły, a jego ręka zadrżała. 
- A.. ale jak to? - spytał.
Wzruszyłam ramionami.
- Też nie wiem jak to się stało. - odparłam. - Ale... stało się.
- Tak mi przykro, że nie zobaczę naszego dziecka. - zacisnął oczy, a po jego zmasakrowanym policzku popłynęła łza.
- Nie mów tak. - skarciłam go.
- Heh - prychnął. - Olivia, spójrz jak wyglądam. Myślisz, że ja to przeżyję?
Nie odpowiedziałam. Przez kilka minut. panowała między nami cisza. Każdy we własnym umyśle rejestrował te chwile.
- Obiecasz mi coś Olivia? - spytał nagle.
Pokiwałam ochoczo głową.
- Obiecaj mi, że kiedyś powiesz naszemu dziecku jak bardzo je kocham i że się nim opiekuję z góry. - wypowiedział z trudem.
- Dobrze. - szepnęłam.
Kolejny strumień łez spłynął po moich policzkach. Zacisnęłam zęby, nie chciałam płakać. Wiedziałam, że to sprawiało, że Zaynowi było jeszcze trudniej. Patrzyliśmy sobie w oczy. Dokładnie zapamiętałam te duże, czekoladowe tęczówki, rozszerzone źrenice - wszystko oprawione długimi, ciemnymi rzęsami. Przez te parę chwil spoglądały we mnie z miłością, a malinowe usta uśmiechały się delikatnie. Jednak  powoli jego powieki zaczęły się zamykać, a uśmiech zanikał. Ostatni wydech, ostatnie spojrzenie...
- Nie! - krzyknęłam gdy maszyny zaczęły piszczeć.
Zaraz do sali wbiegli lekarze, pielęgniarki i chłopcy. Zaczęłam trząść chłopakiem, całować do i przytulać. Łzy płynęły z moich oczu. Krzyczałam do niego:
- Zayn, obudź się. Zayn nie umieraj!!!
Wyglądałam co najmniej jak osoba psychiczna. Nie chciałam puścić jego chłodnego ciała, nie chciałam. Nie! Wyrywałam się pielęgniarkom. W końcu czyjeś silne ramiona odciągnęły mnie od niego. Piszczałam, rzucałam się na niego. Zayn, nie! Siłą wyprowadzono mnie z sali.
W mojej pamięci zarejestrowały się tylko pojedyncze obrazy, słowa. Pamiętam Louisa trzymającego mnie w ramionach, krzyczał do mnie, lekarz też krzyczał i ja krzyczałam. Ale Zayn nie krzyczał, on zasnął, na wieki...

"Undecided
Voice is numb
Try to scream out my lungs
It makes this harder
And the tears stream down my face"*

*One Direction - "Moments"

Ok, nie wiem za bardzo co pisać, bo ten rozdział jakoś tak mnie dobił. Pisząc go naprawdę się wzruszyłam, co zdarza się rzadko. Nie wyszedł do końca taki jaki chciałam, ale myślę, że może być. Taka prośba do Was, niech każdy kto przeczyta ten rozdział zostawi po sobie jakiś komentarz. Niedługi, może być nawet buźka, ale chciałabym wiedzieć ile osób naprawdę czyta tego bloga. Z góry Wam dziękuję! Kocham Was <33 + jak czujecie się z tym, że Zayna już nie będzie w opowiadaniu?

EDIT: Jeśli macie ochotę poczytać jednoparty o Larrym to zapraszam tutaj ;)